Słowo się rzekło… kobyłka u płotu…

24 marzec – piątek – zgodnie z zapowiedzią – jestem – kolejny odcinek historii mojego życia …

To właśnie po obu tych wypadkach – był koniec/początek mojego życia. Najpierw – przez około 6 miesięcy byłem w szpitalu. Wypisany na własna prośbę, bez perspektywy poprawy zdrowia. To właśnie ówczesnej mojej żonie, która otoczyła mnie super opieką. Razem z moją córką Mają, która miała wówczas 2 lata uczyłem się wszystkiego. Jedzenia, chodzenia, mówienia. To było naprawdę straszne. To właśnie od tego czasu od 1986 roku bez przerwy posiadam orzeczenie o niepełnosprawności, o przeciwskazaniu do pracy, jestem na rencie.

Zaświadczenie z ZUS – potwierdzając przyznanie renty od 23-12-1986r
( dzień wypadku )

To od tego czasu zajęła się moja walka. Walka z samym sobą, ze swoją choroba, swoją słabością, swoimi słabościami. To wtedy powstała moja pierwsza życiowa dewiza: „Nie ma rzeczy niemożliwych. Trzeba tylko chcieć !”  Ja chciałem. Bardzo chciałem !!! Kiedy „jako-tako” wróciłem do formy, rozpocząłem wraz z moim kolega produkcje zabawek elektronicznych. To były urządzenia peryferyjne do kolejek typu Piko. Zacząłem znowu prowadzić samochód. To był moment, kiedy zacząłem „podkręcać sobie śrubkę”. To znaczy sam siebie napędzałem. Moje życie wyglądało tak, że nie miałem normowanego czasu pracy. Praktycznie wyglądało to tak, że kiedy czułem się lepiej – pracowałem. Pracowałem – po 16-18 godzin dziennie. Zajmowałem się zakupem komponentów z jednej strony, ale i „sprzedażą bezpośrednią” tzn. dowozem do sklepów zabawkarskich na terenie całego kraju. Kiedy jednak „mnie dopadało” byłem „wyeliminowany” – przez dzień, trzy czy nawet tydzień. Było gorzej, „lądowałem” w szpitalu. Wreszcie – w 1989r postanowiłem zmienić jeszcze bardziej moje życie – w tym zawodowe. Moja mama była chora na cukrzycę. Skazana była na insulinę z Polfy Tarchomin, która w tamtych czasach z trudem mieściła się w normach leków stosowanych u zwierząt.  Był wtedy tzw. Import docelowy, polegający na jednostkowym sprowadzaniu do Polski insuliny duńskiej – Novo Nordisk. Podjąłem decyzję, aby polecieć do Kopenhagi aby nawiązać handlowe kontaktu z producentem. Trafiłem na „odpowiednich ludzi”, przyjaciół, którzy dali mi kredyt kupiecki w kwocie 5 mln. USD. Na tej bazie stworzyłem firmę Diabeticus, która zajmowała się pełnym zaopatrzeniem chorych na cukrzycę we wszystkie możliwe produkty do życia: insulinę, strzykawki, testy, glukometry, nawet ( później ) –jedzenie dietetyczne.